środa, 14 września 2016

Bajka o żabie

Ostatniego wieczoru przed swoim wyjazdem na wakacje, jedna z sióstr - siostra Maria - opowiedziała nam taką bajkę.

Było sobie miasto zamieszkiwane przez same zwierzęta. Można było tam spotkać lwy, psy, nosorożce, antylopy i wszystkie zwierzęta jakie można sobie tylko wyobrazić. I w mieście tym była też ogromna góra. Każdy marzył o tym, aby stać się pierwszym, który dostanie się na jej szczyt. Tak więc próbował lew, ale mu się nie udało. Próbowała również żyrafa z podobnym skutkiem. Nie udało się również antylopie, a także innym, którzy starali się wdrapać na szczyt góry.Tak więc góra przez wiele lat pozostawała niezdobyta.

Pewnego słonecznego dnia pojawiła się mała zielona żaba. Stanęła u podnóża góry i zaczęła się na nią wspinać. Pozostałe zwierzęta na jej widok zaczęły się z niej śmiać i żartować. Nikt nie wierzył, że jest w stanie dostać się na szczyt – była mała i nie miała żadnych szans. Żaba jednak się nie wycofała. Wspinała się i wspinała. Wspinała i wspinała. Zwierzęta, które zostały na dole cały czas wymachiwały do niej i krzyczały, że jej się nie uda, że nie ma szans i żeby najlepiej się poddała. Żaba mimo to szła dalej i dalej, była coraz wyżej i wyżej. Naśmiewanie i pogardliwe wymachiwanie jednak nie ustawało. Zwierzęta nieustannie krzyczały z dołu, że na pewno jej się nie uda.

Po paru dniach mozolnej wędrówki, ku zdziwieniu pozostałych zwierząt, żabie udało się dostać na sam szczyt. Została pierwszym zwierzęciem, które zdobyło ogromną górę. Po wszystkim ucieszona i dumna z siebie żaba zeszła na dół do zszokowanego tłumu zwierząt. Tam zaczęto witać ją z oklaskami i gratulacjami. Wszyscy bili brawo i wznosili na jej cześć okrzyki. Żaba jednak wydawała się niewzruszona. Nikomu nic nie odpowiadała i zachowywała się jakby nic nie rozumiała. Prawda jest taka, że w sumie to nawet za bardzo nie rozumiała, co do niej mówią – żaba ta byłą po prostu całkowicie głucha.

Okazało się, że przez ten cały czas kiedy wspinała się na szczyt i patrzyła na dół na pozostałe zwierzęta widziała tylko jak do niej machają i coś wykrzykują. Była przekonana, że ją dopingują, cieszą się i wspierają. Dlatego właśnie tak wytrwale posuwała się na przód do celu – ku szczytowi góry.

Tak samo jest z Królestwem Bożym, jeżeli będziemy słuchać, co mówi nam świat i ludzie dookoła, to nie osiągniemy naszego upragnionego celu. Wielkie rzeczy są tam, gdzie inni mówią, że się nie da pójść, że nie mamy szans. Musimy pozostać głusi na gadanie świata, bo ono zatrzyma nas na dole. Tylko będąc głuchymi możemy jako chrześcijanie robić wielkie rzeczy, bo to co głupie w oczach ludzkich, jest wielkie w oczach Tego, który nas stworzył.



środa, 17 sierpnia 2016

A walizki wciąż nie spakowane

O czym myśli wolontariusz na parę dni przed wylotem? Chce jak najszybciej wyjechać, przynajmniej w moim przypadku. Dlaczego? Bo muszę się spakować, czyli "jak zmieścić te wszystkie rzeczy w tak małej walizce?”. Zrobić zakupy – dziesiąta wizyta tego samego dnia w tym samym sklepie z nadzieją, że  „teraz, to będzie już ostatni raz”. I ciągłe pytania typu „Czego jeszcze potrzebuję?” albo: „O czym jeszcze zapomniałam?” lub „Czy kurtka zimowa to mi się tam przyda?”. Dodatkowo do kumulacji frustracji i zniechęcenia dodam, że wolontariusz – czyli ja - bardzo nie lubi się pakować i nie potrafi się zdecydować „Bez której bluzki sobie nie poradzi?” i „Czy 6 książek na rok to nie za mało?”. Dla opisywanego wolontariusza to wszystko razem składa się na dramatyczny obraz o wdzięcznym tytule - Nędza i rozpacz.


Ktoś dociekliwy mógłby się zapytać: „A gdzie w tym wszystkim podział się Bóg?”, też chwilami się nad tym zastanawiam... Na szczęście On się nie zastanawia, On się nie ociąga i nie narzeka tak jak ja. Bóg jest i działa - na szczęście! Jest w uśmiechu sprzedawczyni w sklepie, która mnie widzi dziesiąty raz tego samego dnia. To On czyni niemożliwe możliwym, kiedy w cudowny sposób pomaga upchnąć wszystkie rzeczy do za małej walizki. On podpowiada na ucho, że zapomniałam o kremie przeciwsłonecznym i śmieje się ze mną, podczas gdy chowam do szafy kurtkę zimową, bo po co mi ona w Afryce? 


I kiedy zastaje mnie wieczór, siadam w ciszy na łóżku i spotykam się z Nim, z Bogiem. Jestem już tylko ja i On. On i ja, i te słowa: „Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to abyście szli i owoc przynosili”. Bo tak na prawdę to moje obecne przygotowania to po prostu oczekiwanie. Oczekiwanie na to aby wreszcie ruszyć i pójść tam, gdzie czuję że jestem teraz powołana, gdzie zaprosił mnie sam Bóg. Do Afryki, do Zambii,  a wreszcie do małej, jeszcze obcej mieściny, o nazwie Mansa. Tylko mi wciąż brakuje cierpliwości i ufności, więc ze zwykłego pakowania stwarzam sobie przeszkodę, którą pozornie ciężko pokonać.